Jest taki grobowiec we wschodniej części cmentarza Père Lachaise, który stojąc pośród innych starych grobów, wydaje się być przez wszystkich zapomniany. Ilekroć przy nim jestem, staram się zawsze oczyścić go z zeschniętych liści i połamanych gałązek. Troska o to miejsce, wynika z mojej wewnętrznej potrzeby, aby grobowiec ten wydobyć z niebytu i zapomnienia. Prozaiczny ruch ręki zgarniającej szare liście z jego wiekowej płyty, stwarza jakąś osobistą, wręcz intymną więź z człowiekiem, który w tym miejscu został pochowany, z Michelem Neyem. Zawsze miałam słabość do tego „enfant terrible” Napoleona i chociaż cesarz miał wokół siebie dużo zdolniejszych od Neya, jego lubię najbardziej. Wiem, wiem. Zaraz odezwą się głosy pełne potępienia, że zdradził dwa razy (wiadomo …rudy), że żaden z niego dowódca, że naiwny, wręcz infantylny w swoim myśleniu. No dobrze. Ale zanim zdradził cesarza a potem Ludwika Burbona, to moim zdaniem, mądrze podsunął myśl Napoleonowi o abdykacji. Myślę, że płomień wielkości cesarza i tak już przygasał. Gdyby ten z większym dystansem podchodził do swego geniuszu i bardziej słuchał co do niego mówią inni, to może na polach pod Waterloo nie doszłoby do rzezi i 13 000 mężczyzn szczęśliwie żyłoby dalej u boku swoich żon, a 10 000 koni spokojnie pasłoby się na łąkach. Ktoś o Neyu pięknie napisał , że „ w swych bohaterskich czynach, wsparcie w słabości odnajdywał w swej odwadze”. W swoim bezgranicznym bohaterstwie być może politykiem był słabym i rzeczywiście nie potrafił się odnaleźć w „układach politycznych”, które jak wiadomo nie do końca są kryształowe. Myślę jednak, że właśnie takich układów nie tolerował i wcale nie wynikało to z jego naiwności.
Kiedy potem, po Waterloo cesarza ostatecznie już spacyfikowano na wyspie Św.Heleny, a dawni towarzysze broni Neya, żeby zachować życie lizali buty Burbonom, ten jeden został Napoleonowi do końca wierny. No i za tę wierność zapłacił głową. Wyrok zapadł, a 7 grudnia 1815 roku w Paryżu, pod zniszczonym murem ogrodów Luksemburskich padły strzały i zginął człowiek…mój Ney.
Wiersz nieznanego autora – „Książę Moskwy egzekucyjnym – Towarzysze, prosto w serce!” *
bo ktoś musiał wasze tyłki chronić
towarzysze
wróg przychodził i odchodził
lecz nie wyszedł
rozczochranym rudym ciosem
przysiąc mogę
że zawsze gdy wróg pod nosem
miast na trwogę
biłem w ryj!
Camarades, visez droit au coeur!
są cesarze, są królowie
mnie to jedno
nie mam ja biegłości w słowie
gubię sedno
jestem tylko synem szabli
i tej armii
w której częstszy głód i brudy
i do syta się nie karmi
Camarades, visez droit au coeur!
nigdy w życiu nie bywałem
nazbyt bystry
biłem, piłem i swym ciałem
na kul świsty
wystawiałem twarz
i pierś
zwijcie mnie jeżeli wola
najdzielniejszym z dzielnych
co nie oddał nigdy pola
raczej wierny tym,
z którymi
pot i krew wypijał
z braku wina
i przed tronem
(mimo wszystko)
karku
zbyt nie zginał
Camarades, visez droit au coeur!
nie obchodzi mnie
czy anioł Michał był rycerzem
tylko hałas, tylko bitwa tym
w co wierzę
tylko ból i stopy starte
długim marszem
są mi pewne, namacalne
i za Boga mi wystarczą
Camarades, visez droit au coeur!
choćby nagle przybiegł herold
z aktem łaski
choćby nawet zamiast strzałów w pierś
oklaski
i orderów nowa seria
wiedzcie drodzy towarzysze
że cesarza
kocham tak, jak synów szewców
bom z bednarza lędźwi wyszedł
więc nie bójcie się!
i strzelajcie skoro rozkaz!
już przeszłością jest
Elchingen,Borodino, Moskwa
Camarades, visez droit au coeur!
przed plutonem I przed śmiercią
książę nic nie znaczy
rozkaz jednak to jest rozkaz
bez tłumaczeń
prosto w serce przyjaciele!
prosto w serce
ile trzeba
powiedziałem(!) po co więcej (?!)
pamiętajcie, to co pewne
nosisz w spodniach
tam gdzie honor
tam mężczyzna
allez! ognia!
Camarades, visez droit au coeur!
* Sprostowanie – Wiersz jest autorstwa Pana Arkadiusza Skowrona