
Fusil Charleville Modèle 1777
Oto kilka fragmentów z „Dziennika Podręcznego dla podofficerów i żołnierzy”, Drukarnia Xięży Piarów, Warszawa 1807:
„W czasie wolnym od słuzby broń rozebrać, obeyrzyć i przeczyszczoną złożyć, bez iey uszkodzenia, równie iak i inne sprzęty, należące do iego ubioru;
4 W czasie marszu.
Żołnierz nim puści się w drogę, powinien naypierwey dać baczność, ażeby iego broń, odzież, a nadewszystko tornistra, były w dobrym stanie,
5. Przybywszy na nocleg.
Przybywszy na mieysce, obetrze naypierw broń, i iesli stać będzie u mieszkańca, położy ią z tornistrem na podoręczu, ażeby wszystko wynaleźć mógł razem w czasie potrzeby.
Jeśli stoi w koszarach, zawiesi broń wytartą, na kołkach na to przeznaczonych,
Jeśli obozuie, skoro kompania będzie rozpuszczoną, złoży broń w stos przy sekcjyi, naznaczywszy dobrze w pamięci mieysce, gdzie ią postawi,
Jeśli spoczywa w polu, powinien naznaczyć sobie mieysce, gdzie się ma stawić w czasie napadu. Starać się powinien, ażeby iego broń była ile możności, suchą i sposobną zawsze do użycia.
6. W boiu.
Nie strzelać, aż po dokładnem wymierzeniu.
Uważnie i dobrze podsypywać panewkę, przybiiać naboie, i nie nabiiać broni, nie będąc pewnym, czyli wystrzeliła.
Nakoniec, ażeby nie ranić kogo ze swoich, należy dać baczność, ażeby koniec karabina wychodził dobrze za poprzednika roty; zamek zaś trzymać nieco z ukosa obrócony, ażeby proch z panewki nie osmalił, lub nie oślepił pobocznika.”
Zdaje się że kiedy tylko nie było nic innego do roboty należało czyścić karabin…
I chyba to fakt. Pamiętniki potwierdzają tą dbałość i piętnują tych którzy broń porzucili, zaniedbali bądź zgubili. W niektórych wspomnieniach żołnierze ze łzą w oku opisują dzień w którym zdobyli na wrogu broń lepszą od swojej, a nawet czasem po prostu działającą, w przeciwieństwie do tej, którą dano im w jednostce. Broń nieczyszczona nie dawała żadnej gwarancji że zadziała… niestety z doświadczenia wiemy, że wyczyszczona też nie dawała pewności, ale zawsze choć trochę.
Regulaminowy sposób czyszczenia wymagał użycia oliwy, pyłu z mielonej cegły i szmat. Ponadto należało mieć co najmniej dwa dodatkowe urządzenia: imadło do sprężyn zamka oraz grajcar – nakręcany na wycior, trochę jak korkociąg ale wzbogacony o dwa haczyki do wyciągania niewystrzelonych ładunków, ale też niezmiernie ułatwiające przymocowanie do wyciora szmat do czyszczenia lufy. Do konserwacji i prawidłowego korzystania z karabinu przydaje się też przetyczka, cienki „szpikulec” do przetykania otworu zapałowego.
Wspomnianą wcześniej oliwę żołnierze trzymali w małych pojemniczkach w ładownicy, co świadczy o tym, że był to artykuł pierwszej potrzeby, czasem drugą większą butelkę mieli w plecaku.
Poza tym potrzebny był kociołek bądź czajnik do ugotowania wody, którą przemywano lufę od wewnątrz by usunąć nagar pozostały z wypalonego prochu.
Woda w ogóle, nawet niekoniecznie bardzo gorąca, świetnie usuwa nagar powstały podczas strzelania. W jego trakcie warto czasem ściereczką ów nagar zetrzeć. Dobrze też jest zrobić to bezpośrednio po strzelaniu, zanim jeszcze przystąpimy do właściwego czyszczenia – oszczędzimy sobie wówczas wiele pracy. Nie od rzeczy będzie też wspomnieć o konieczności odkręcenia niekiedy śruby tylnej (z tzw. ‘warkoczem’), która wkręcona zamyka kanał lufy w jej części tylnej . Operacja ta znakomicie ułatwi nam wyczyszczenie dokładne lufy oraz zapobiegnie „zapieczeniu” gwintu śruby tylnej i po przesmarowaniu zabezpieczy przed powstawaniem na nim rdzy, czemu może sprzyjać spłukiwanie nagaru wodą.
Kiedy lufa była oczyszczona od wewnątrz i osuszona należało ją oczyścić na zewnątrz, podobnie jak i wykręcony zamek oraz pozostałe metalowe części karabinu.
Zabrudzenia mocniejsze, rdzę i nagar wżarty w metal trzeba było usunąć pastą polerską którą robiono z ceglanego pyłu mieszanego z oliwą. Kiedy widoczne zabrudzenia zostały usunięte całość trzeba było naoliwić, łącznie z drewnianym łożem karabinu. Po skręceniu karabin był gotowy do przeglądu, który powinni zarządzić podoficerowie.
Cała procedura powinna odbywać się codziennie, a już szczególnie gdy broń była używana.
Poza tym należało mieć w ładownicy ściereczkę nasączoną oliwą, którą co chwila można było przecierać drobne zabrudzenia albo po prostu nanosić co jakiś czas ową oliwę na metalowe cześci broni.
Jak się okazuje na podstawie naszych doświadczeń, kluczową sprawą jest usunięcie owego nagaru. Woda i błoto nie są tak szkodliwe dla metalu jak resztki spalonego prochu. Wielokrotnie sprawdziliśmy że jeśli, nawet w ulewnym deszczu, zaraz po powrocie do obozu oczyścimy broń to, mimo wszechobecnej wilgoci rdza jest nieuciążliwa i zetrzeć ją potem można nawet suchą ścierką. natomiast gdy broń zostawimy po strzelaniu z czarnymi plamami prochu i nagaru na kilka godzin, możemy mieć pewność że powstaną uciążliwe wgłębienia rdzy, które trzeba zwalczać z dużym wysiłkiem.
Poza tym to częste oliwienie, choćby tylko ściereczką lekko nasączoną tłuszczem pozwala zachować sprawność karabinu nawet w złych warunkach.
Dodatkowo można zaopatrzyć się w rozmaite osłony na krzesiwo od panewki, na cały zamek oraz zatyczkę do lufy, historycznie sporządzoną z wyprofilowanego kijka owiniętego szmatą, a współcześnie zazwyczaj z korka od wina.
Jednak te osłony nie były regułą, a w warunkach bojowych są czasem wręcz zagrożeniem, choćby dlatego że w ferworze nagłego strzelania można o owych zatyczkach zapomnieć.
Optymalnym rozwiązaniem dla grupy rekonstruktorskiej jest standardowa kolejność czynności:
1. Od razu po powrocie ze strzelania grupa 6-10 osób szykuje kocioł gorącej wody.
2. Podoficerowie organizują obowiązkowe czyszczenie broni, służąc niezbędnym sprzętem czyli: grajcarem i imadłem, a co ważniejsze pomocą dla mniej wprawnych.
3. Po około godzinie dowódca grupy zarządza apel z przeglądem broni.
4. Broń przejrzaną można schować w suchym namiocie, pozostawiając ewentualnie egzemplarze dla strażników.
To ideał.
Przeważnie wszyscy zmęczeni przecieramy tylko ogólnie karabiny suchą szmatą, rzucamy do bagażnika i lecimy szukać jedzenia, w nadziei że nowoczesne chemikalia oczyszczą nasz karabin za nas kiedy wrócimy do domu. Prawdopodobnie tak będzie. Współczesna chemia jest potężna, ale ulatuje gdzieś wraz z jej oparami jeden nieodłącznych elementów ówczesnego życia wojskowego…
„Dziennik Podręczny dla POdoficerów i Żołnierzy” Warszawa 1807
„Le Guide des Sous-Officiers” Paris 1807
„Wiadomości ściągające się do woyskowey palney broni ręczney…” Warszawa 1824